Carpatica na Polesiu (Zdjęcia)
Rozpoczynając przygodę wędrowania po pięknych, nieodkrytych i nieznanych zakątkach Polski w długi weekend majowy silną grupą carpaticzną zawitaliśmy do Urszulina na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Naszym celem był mało znany Poleski Park Narodowy oraz pobliskie Lasy Sobiborskie.
Mieliśmy luźny plan pobytu, obietnicę zobaczenia kilku rzadkich gatunków ptaków oraz nadzieję odnalezienia pewnej tajemniczej roślinki. Chcieliśmy też poznać unikalne wodne i bagienne środowiska, w których lęgi odbywają ? znane nam z innych pór roku ? żurawie i gęgawy. Już po pierwszym dniu okazało się, że nasze plany i marzenia były bardzo skromne, a to co zobaczyliśmy i doświadczyli później przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Polesie przywitało nas ciszą oraz ku naszemu zaskoczeniu - brakiem turystów. A my zaopatrzeni w mapy ruszyliśmy w teren.
Dzień pierwszy
Pojechaliśmy na rodzinną wycieczkę nad Jezioro Moszne ścieżką ?Dąb Dominik?oraz później ścieżką ?Obóz Powstańczy?. Pierwsza z nich prowadzi przez unikalne torfowisko wysokie, druga zaś przez ols oraz skrajem podmokłych łąk. Obydwie ścieżki przygotowane są pod ruch turystyczny, więc spora część tras prowadziła przez kładki i pomosty. Torfowiska i olsy były jeszcze uśpione, kwitły tylko modrzewnice i żurawiny. Trochę brakowało bieli bagna zwyczajnego i wełnianek, ale warto było postawić stopy na pływającej splei ? uczucie niezapomniane. Ptaków jak na lekarstwo, pewne ożywienie wzbudziła jedynie czubatka oraz odzywające się kumaki nizinne. Wieczorem wybraliśmy się jeszcze nad Bagno Bubnów, by w świetle zachodzącego słońca posiedzieć na wieży obserwacyjnej i poczuć namiastkę tego co nas czeka w kolejnych dniach. Dojechała reszta załogi ? byliśmy już w komplecie.
Dzień drugi
Rozpoczęliśmy krótkim wypadem o świcie nad Jezioro Łukie. Kolejna ścieżka przyrodnicza ?Spławy? poprowadziła nas kładkami przez piękne olsy aż na zawieszony nad lustrem wody pomost. Oprócz śpiewających w lesie pospolitych wróblaków, kilku błotniaków stawowych i pary gęgaw na jeziorze, rewelacji ornitologicznych nie było. Na właściwą wycieczkę, już większą grupą, wybraliśmy się w okolice miejscowości Pieszowola, na duży kompleks stawów. Miejsce o tyle fajne, że po raz pierwszy zaobserwowaliśmy większą ilość i różnorodność gatunkową ptaków, m.in. muchołówki żałobne i białoszyje, krakwy, cyranki, płaskonosy, czaplę białą. Jednak największym zaskoczeniem i hitem było wypatrzenie żółwia błotnego. Świadomość, że Polesie jest jedynym miejscem w Polsce, gdzie można w stanie naturalnym obserwować ?naszego? żółwia nie opuszczała nas do końca dnia. Był to wyjątkowo duży i piękny osobnik, i jak się później dowiedzieliśmy, mógł mieć nawet sześćdziesiąt lat. Pełni dobrej energii i chęci odkrywania, wieczorem postanowiliśmy zmienić nieco klimat i odwiedziliśmy pobliską Włodawę. Małe, polskie kresowe miasteczko, żydowski sztetl. Dzisiaj senne, ale wystarczyło nieco zwolnić wyobraźnię by usłyszeć gwar wielu języków, zobaczyć gromadkę chłopców grających w zośkę czy grupkę żywo gestykulujących Żydów na ulicy. W mieście jest bardzo ładny kościół, cerkiew i jedna z najpiękniejszych w Polsce żydowskich synagog. Jeszcze lody... i szalony pomysł ? jedziemy nad Bug. I pojechaliśmy, i nie żałujemy. Graniczna rzeka, piękna, dzika i nieujarzmiona. Do samochodów wracaliśmy już po zmroku, a tokujące słonki wynagrodziły nam zmęczenie całego dnia.
Dzień trzeci
Lasy Sobiborskie okazały się naszym czakramem, chrztem bojowym i ornitologicznym eldorado. Zaplanowaliśmy miejsce i z grubsza trasę, reszta była przypadkiem, szczęściem, zrządzeniem losu, a także efektem intuicji i naszych doświadczń. Ośmiogodzinna wędrówka po najdzikszych, trudno dostępnych i najpiękniejszych zakątkach puszczy była niezapomnianym przeżyciem. Nie były dla nas przeszkodą bagna, podmokłe brzeziny z kobiercami torfowców i kwitnącą wełnianką oraz stare olsy, których piękna nie da się dostrzec stojąc na ich skraju. Odkrycie alternatywnego źródła energii i ?oligotroficznej wody? o mały włos nie zakończyło się pozostaniem na noc w lesie. Wrażenie dzikości miejsca dopełniał fakt, że przez cały dzień nie spotkaliśmy ?żywej duszy?, a pierwsze domostwa po wyjściu z lasu nie wywołały w nas pozytywnych odruchów. Lasy Sobiborskie to kres poszukiwań tajemniczej roślinki ? była! Po całym dniu wędrówki ucierpiały trochę nasze buty, ale co tam...
Dzień czwarty
Poranny, szybki wypad na Bagno Ciesacin zaowocował obserwacjami kulików wielkich, rycyków, kszyków i dubeltów. Natomiast jednoczesna obserwacja obu bekasów w locie była świetną okazją do zauważenia różnic w sylwetce i sposobie lotu. Jednak brak większej ilości siewkowatych potęgował w nas uczucie niedosytu. Czyżby za wcześnie? Rodzinna wycieczka odbyła się na słynne Durne Bagno, gdzie próbowaliśmy wypatrzyć łosie. Niestety bez powodzenia. Dzień zakończyliśmy zjawiskową burzą i ?sztormem? na stawach w Starym Brusie. Żywioł wygonił z trzcin i krzaków błotniaki stawowe, bieliki, kobuzy. Na wodzie zaś obserwowaliśmy krakwy, głowienki i czernice, a na grobli maszerującą gęgawę, za którą sznurkiem kroczyła jej dziatwa. Było jeszcze wieczorno-nocne czekanie na dubelty. Nie mieliśmy niestety szczęścia.
Dzień piąty
Tradycyjna wyprawa o świcie to Bagno Bubnów, gdzie obserwowaliśmy duże stado rybitw białoskrzydłych i białowąsych. Potem skok w inną część bagna, brodzenie po kolana w turzycowisku i czekanie na wodniczki. O tym, że te rzadkie ptaki są w tym miejscu dowiedzieliśmy się jedynie ze śpiewu rokitniczek, które wplatały do swojej piosenki fragment śpiewu wodniczek. Na koniec, już w drodze powrotnej, mieliśmy okazję obserwowania na raz pięciu błotniaków łąkowych. Zauroczeni widokiem zapomnieliśmy na chwilę, że po południu pakowanie i wyjazd. I jeszcze na koniec ten fenomenalny krajobraz...
Na długo w naszej pamięci pozostaną poleskie emocje związane z obserwacjami, impresje, obrazy, chwile... Choćby zaskoczenie najmłodszych, że rosiczka jest tak maleńka. Zdziwienie nad łąkowymi, które są lżejsze od powietrza. Wzruszenie nad błękitno-biało-żółtym krajobrazem, widzianym ledwie kilka sekund... i pytanie potwierdzające realność zjawiska: - widziałaś? - widziałam... Wiemy, że rokitniczki oszukują, a wzorzec czerni nie jest zapisany liczbami i złożony w urzędzie ? noszą go białoskrzydłe w swoim upierzeniu. Długo jeszcze uśmiech na naszych twarzach będzie wywoływało wspomnienie nieśmiałej zielonki i ropuch zielonych, które mieszkają pod ziemią.
Owocem naszej kilkudniowej wyprawy było wypatrzenie lub usłyszenie 116 gatunków ptaków. Skrupulatnie wypisujemy wszystkie, gdyż właśnie ptaki były ważnym pretekstem naszego spotkania. Oto one: łabędź niemy, gęgawa, krzyżówka, krakwa, płaskonos, cyranka, cyraneczka, głowienka, czernica, gągoł, bażant, przepiórka, derkacz, perkozek, perkoz dwuczuby, bąk, czapla biał, czapla siwa, bocian biały, orlik krzykliwy, błotniak stawowy, błotniak łąkowy, bielik, myszołów, pustułka, krogulec, kobuz, zielonka, kokoszka, łyska, żuraw, czajka, łęczak, stalugwa, kulik wielki, rycyk, kszyk, dubelt, batalion, śmieszka, rybitwa rzeczna, rybitwa białowąsa, rybitwa białoskrzydła, grzywacz, siniak, sierpówka, kukułka, puszczyk, dzięcioł czarny, dzięcioł duży, dzięcioł średni, krętogłów, skowronek, oknówka, dymówka, świergotek łąkowy, świergotek drzewny, pliszka żółta, pliszka siwa, pokrzywnica, rudzik, słowik szary, pleszka, kopciuszek, pokląskwa, śpiewak, kos, kwiczoł, paszkot, jarzębatka, kapturka, cierniówka, piegża, rokitniczka, świerszczak, brzęczka, trzciniak, piecuszek, pierwiosnek, świstunka, mysikrólik, zniczek, strzyżyk, muchołówka żałobna, muchołówka białoszyja, bogatka, modraszka, sosnówka, czubatka, sikora uboga, czarnogłówka, raniuszek, remiz, kowalik, srokosz, sroka, sójka, kawka, gawron, wrona siwa, kruk, szpak, wilga, wróbel, mazurek, zięba, makolągwa, szczygieł, dzwoniec, kulczyk, grubodziób, potrzos, potrzeszcz, trznadel.
Do domu wracaliśmy najbardziej bocznymi i oddalonymi od głównych arterii drogami podziwiając piękne krajobrazy, a zerkanie w lusterko wsteczne wywoływało uśmiech do wspomnienia Polesia, które zostawialiśmy za plecami. Potem ostatnie spojrzenie na dworcu w Rzeszowie, ale przecież nie OSTATNIE... I pierwsze tej wiosny jerzyki ? nasz stosiedemnasty gatunek.
Wypada jeszcze napisać choć kilka słów o uczestnikach wyprawy, nieskromnym będzie jednak chwalenie jak wspaniałych Towarzyszy, Nauczycieli i Przewodników mieliśmy. Dość powiedzieć, że z taką kompanią można z zamkniętymi oczami zakręcić globus i wskazać palcem kolejne miejsce spotkania. Dziękujemy i do zobaczenia!